10 marca 2014

Chwila Duszy - Capitulo 3

- Mia! – Krzyknęła mi do ucha Pauline. – Wstań, mam już tego wszystkiego dość!
Leniwie przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, która stała nad moim łóżkiem podpierając się na bokach. Ta nie zważając na moje pojękiwania z rozmachem rozsunęła ciemne zasłony, by do pokoju wpadło słoneczne światło. Automatycznie zarzuciłam sobie kołdrę na głowę i obróciłam się w drugą stronę, aby jeszcze przez chwilę mieć trochę spokoju.
Niestety Pauline wzięła sobie chyba za punkt honoru, aby doprowadzić mnie do stanu używalności publicznej. Panna Wesołowska otworzyła na szerokość okno tarasowe, a następnie włączyła radio na pełen regulator.
- Koniec tego mazania się – stwierdziła z bojową miną. – Od czterech dni nie wychodzisz z pokoju. Nie jesz, nawet mnie nie chcesz widzieć, ale wiesz co – warknęła z jadowitym sarkazmem. – Mam to dupie!  
- Paulina daj spokój! – Odezwałam się łamaną polszczyzną. – Proszę zostaw mnie w spokoju.
- Nie ma mowy – powiedziała pewna siebie. – Wstawaj! Za godzinę mamy wizytę u fryzjera, potem kosmetyczka i lunch, a popołudniu idziemy do kina.
- Skończyłaś? – Spytałam perfidnym tonem.
- Oczywiście – odpowiedziała klaszcząc w dłonie. – Raz, raz, ubieraj się. 
- Ja nigdzie nie idę – powtórzyłam jak mantrę. – Idź sobie sama.
- Twój jakikolwiek sprzeciw będzie bezpodstawny – stwierdziła.
Prychnęłam zniecierpliwiona pod nosem i spojrzałam na przyjaciółkę. Nie zamierzała tym razem odpuszczać, stała tak nade mną, że w końcu postanowiłam się ruszyć z łóżka. Moje zachowanie wywołało szeroki uśmiech na ustach Pauliny, a ja z miną męczennicy podążyłam do łazienki.
Wpływ ciepłego prysznica, ulubionego szamponu jaśminowego i żelu pod prysznic sprawił, że poczułam się o niebo lepiej. Jednak, gdy tylko wróciłam do pokoju, ogarnęło mnie poczucie beznadziejności.
W ciągu tych kilku minut moja kochana współlokatorka sprzątnęła pierduśnik w mojej sypialni, zrobiła śniadanie i uszykowała mi ciuchy. Tym razem nie grymasząc ubrałam się, związałam włosy i ruszyłam powolnym krokiem do kuchni, gdzie Pauline czekała na mnie z naleśnikami i czarną kawą.
- Jesteś kochaną istotą – powiedziałam, upijając łyk espresso. – Mimo to, mam ochotę Cię udusić.
- Jakbyś nie zachowywała się od czterech dni jak zombie – stwierdziła. – Inaczej byśmy rozmawiały.
 - Przepraszam, że zachowuje się jak zombie – przyznałam szczerze, automatycznie moja mina zrzedła.
- To nie twoja wina Mia – wtrąciła siadając na blacie. – Tylko tego patafiana – posłała mi współczujące spojrzenie i mówiła dalej. – Przykro mi, że musisz to usłyszeć właśnie ode mnie, ale taka jest prawda i dobrze by było, żeby w końcu to do Ciebie dotarło.
- Nie mów tak – szepnęłam, a przeżuwany przeze mnie naleśnik, gdzieś ugrzązł mi w gardle.
- Tylko spójrz – zaczęła wyliczać. – Minęło prawie pięć dni od waszej nocnej eskapady i co, zadzwonił? Napisał emaila?
- Nie – odpowiedziałam i już całkowicie straciłam apetyt.
- A może przyszedł osobiście? – zakpiła.
Nie miałam już siły zaprzeczać, nie miałam nawet siły spojrzeć na najlepszą przyjaciółkę, której argumenty powinny mi dać wiele do myślenia. Wpatrywałam się jedynie tępo w niedojedzony naleśnik i ponownie poczułam się bezsilna, a na dodatek miałam ochotę się rozpłakać.
- Może to ja powinnam zadzwonić… - zaczęłam niepewnie, ale napotkałam gniewny wzrok dziewczyny.
- TY?! – syknęła. – Chyba Cię pogibało i to zdrowo. Przecież to on naważył piwa – wskazała wymownie w kierunku drzwi.
- Obydwoje jesteśmy jednakowo winni – wytknęłam.
- Wiem jak jest Ci ciężko – westchnęła, ponieważ musiała zmienić strategię.
- Czyżby? – Powrócił tymczasowy sarkazm.
- No dobra nie wiem, ale mogę sobie wyobrazić – poprawiła się. – Sprawa wydaje się beznadziejna i pozostaje nam jedyne wyjście.
Spojrzałam na dziewczynę czekając na dalsze wyjaśnienia, bądź kolejne zwariowane pomysły.
- Zapomnij o tym co się stało – powiedziała w końcu. – Puść w niepamięć i żyj tak, jak przedtem.
 - Gdyby to było takie proste, jak mówisz – stwierdziłam z lekkim sarkazmem. – Puść w niepamięć i żyj dalej.   
- Jeżeli nie spróbujesz nie będziesz wiedziała – dodała. – Poza tym pamiętasz, jak zazdrościłyśmy aktorkom w Chirurgach? Spójrz na Meredith spała z kim popadnie – Derek, Alex, George, weterynarz, albo Addison… - trajkotała.
- Boże Pauline! – Warknęłam. – Życie to nie film, jeżeli tak chcesz mnie pocieszyć, to lepiej tego nie rób.
- Ale nie o to mi chodziło – wyjaśniła. – Chcę abyś po upadku podniosła się i ruszyła dalej, z wysoko postawioną głową.
Paulina miała całkowitą rację, co do Kellana i musiałam to wreszcie przyjąć do wiadomości. Przez ostatnie kilka dni nie żyłam, ja wegetowałam, czekając na jakikolwiek telefon, wiadomość tekstową czy mailową od Chrisa. Miałam nadzieję, że odezwie się do mnie po tym, co stało się po powrocie z przyjęcia od mojej matki. Spróbujemy porozmawiać, wyjaśnić zaistniałą sytuację, jednak nie doczekałam się, co doprowadziło mnie do pewnego rodzaju frustracji. Każdy kolejny dzień sprawiał, że cierpiałam bardziej. Było mi cholernie przykro, że mój najlepszy kumpel zachował się tak, jakby nigdy nie doszło do naszego seksualnego spełniania. Albo co wydało mi się gorsze, zupełnie nie przejął się tym, że uprawiał seks z najlepszą przyjaciółką, prawie siostrą. Uznając, że „przecież się nic nie stało” albo „to normalne, wśród przyjaciół”.
- Podsumowując – odezwałam się po chwili. – Mam zapomnieć o tym, że poszłam do łóżka z najlepszym przyjacielem, który nawet nie raczył zatelefonować do mnie przez dobry tydzień, udając że „niezręczna” sytuacja między nami nie miała miejsca?
- Dokładnie – zgodziła się ze mną. – Lepiej bym tego nie ujęła.
- To ma sens – przyznałam. – Mimo to, nadal się fatalnie  z tym czuje.
- Wiem, Mia – odpowiedziała. – Dlatego zaplanowałam nam wyjście…
- Dobra, dobra – rzuciłam. – Chodźmy już do tego fryzjera. Tylko uprzedzam, ja nie zamierzam się strzyc.
- Jeszcze zmienisz zdanie – zachichotała. – Biegnę po torebkę i możemy wychodzić.

  

Uzbrojona w ciemne okulary, zakrywające podpuchnięte oczy, wygodne jeansy, trampki i skórzaną kurtkę, ruszyłam ramie w ramię z Pauliną. Dwie godziny później siedziałam w galerii handlowej zajadając sałatkę grecką z odświeżonym kolorem włosów i krwistoczerwonym manicure na dłoniach.
- Jesteś totalną wariatką – wyznałam z uśmiechem. – Ale przyznaje tego było mi trzeba.
- Kto inny zna cię tak, jak ja – przyznała.  
- Chyba nikt – stwierdziłam.
- Dobra – zaśmiała się, odkładając sztućce. – Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- Dawaj – zachęciłam ją.
- W przyszłym tygodniu lecę do Stanów – zaczęła. – I bardzo bym chciała, żebyś mi towarzyszyła. Polecisz ze mną, prawda?
W pierwszej chwili myślała, że żartuje, dlatego spojrzałam na nią, jak na osobę ubezwłasnowolnioną z przyczyn chorób psychicznych.
- Wiesz, musiałabym się zastanowić – odezwałam się nieśmiało. – A z drugiej strony, co ja niby miałabym tam robić?
- Właściwie to już zarezerwowałam nam bilety – powiedziała, lekceważąc całkowicie to, co jej przed chwilą oznajmiłam. – Mój ojciec będzie nas oczekiwał na lotnisku, a zamieszkamy u mojej ciotki na Upper East Side. Pamiętasz chyba Alice?
 - Pamiętam zwariowaną ciotkę Allie, siostrę twojej matki – odpowiedziałam, ale zaraz wróciłam do tematu. – A co właściwie twój ojciec robi w Nowym Jorku?
- Jakieś interesy – wzruszyła ramionami. – Chciał żebym przyjechała, bo potrzebuje tłumacza.
- Tłumacza? – Zdziwiłam się.
- Zapomniałaś, że mój ojciec należy do grona specyficznych person – powiedziała Paulina. – Ufa tylko swoim, a skoro mogę mu pomóc, to tym bardziej się z tego cieszę. Poza tym, dobrze wiesz, że nie widujemy się często.
- Znam to, aż za dobrze – odpowiedziałam i od razu zatęskniłam za swoim ojcem.
- To co, mogę na Ciebie liczyć? – Ponowiła propozycję. – Podbijemy Nowy Jork?
- Czemu nie – zaoponowałam. – Zmiana otoczenia i ludzi dobrze mi zrobi, może nawet uda mi się zobaczyć z Antonio.
- No widzisz – ucieszyła się. – Ale będzie fajnie, zobaczysz. Pójdziemy na zakupy, do klubu, pozwiedzamy.
- A co z Chrisem? – Wróciłam do bolesnego tematu.
- A co ma być? – Zareagowała Wesołowska automatycznie. – Nic Liviane, nic.



Minęło dwanaście dni, kiedy to ostatni raz widziałam się z Chrisem. Do tego czasu nadal nie zadzwonił, nie napisał i nie przyszedł, w ogóle nie dawał znaków życia. Był zajętym człowiekiem, ale tym razem praca nie była dostateczną wymówką. Znałam go zbyt dobrze, więc bolało mnie to bardziej niż, tak naprawdę powinno. W miarę możliwości i staraniom Pauline, która nie pozwalała mi na użalanie się nad sobą, wróciłam do swoich zajęć i właściwego funkcjonowania.  
Siedziałam właśnie w jednej z małych i przytulnych kawiarenek na Manhattanie, gdzie wcześniej umówiłam się ze swoją przyjaciółką na późne śniadanie. W Stanach bawiłyśmy już kilka dni i byłam naprawdę zadowolona z tego wyjazdu. Nowe miejsce, nowi ludzie sprawili, że chodź na chwilę zapomniałam o swoich problemach. I tak oto spotkałyśmy się z tatą Pauliny, zwiedzałyśmy miasto i chodziłyśmy na zakupy, pozostawiając smutki i niedole daleko za sobą.
Dość szybko zadomowiłyśmy się w apartamencie ciotki Alice, która jak się później dowiedziałam nalegała na przyjazd swojej chrześnicy już z dobrych kilka lat. Wreszcie kiedy moja przyjaciółka wyraziła chęć odwiedzin, ciotka była tak zachwycona i rozanielona, że postanowiła zadbać o naszą wygodę podczas całego pobytu w Nowym Jorku. Każda z nas otrzymała do swojej dyspozycji sypialnię z widokiem na pobliski park, pokojówkę, a także dostęp do siłowni i prywatnego basenu. Jak dla mnie Alice nieco przesadzała ze swoją gościnnością, ale nie chciała słyszeć o jakiejkolwiek odmowie, a nam, cóż nie dane było się nie zgodzić.
Znałam cioteczkę Allie przede wszystkim z opowiadań Pauliny, ale kiedy poznałam ją osobiście musiałam stwierdzić, że to wspaniała i ciepła osoba. Zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha, wesoła z mnóstwem szalonych pomysłów. Aktualnie pracuje w kancelarii prawniczej, jest wykładowcą prawa handlowego na tutejszym uniwersytecie, współautorem podręcznika akademickiego, a także radcą prawnym kilku bardzo wpływowych, nowojorskich firm farmaceutycznych. Na nadmiar obowiązków Alice nie narzeka, wręcz przeciwnie jest zadowolona z takiego obrotu spraw, ponieważ im więcej rzeczy ma na głowie, tym bardziej jest zorganizowana – mówi. Nic więc dziwnego, że całymi dniami i nocami pracuje, ale dzięki temu dorobiła się niemałego majątku.
Z moim ojcem miałam się zobaczyć niebawem, ponieważ ku mojemu szczęściu miał zjawić się za kilka dni w Nowym Jorku w interesach. Cieszyłam się na to spotkanie bardziej, niż zwykle, być może dlatego, że ostatnio widzieliśmy się z papą rok temu. Antonio zawsze był przy mnie, oczywiście kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem z Victorią. Rozumiał mnie i potrafił zrozumieć, w przeciwieństwie do mamy, która trzymała mnie na dystans. Mój telefon z wiadomością o pobycie w Stanach ucieszył ojca na tyle, że chciał w tej samej chwili znaleźć się na pokładzie samolotu lecącego do Nowego Jorku, by jak najszybciej się ze mną zobaczyć. Oczywiście uspokoiłam go obietnicą, że nigdzie się nie wybieram przynajmniej przez dwa tygodnie i na pewno zdążymy się zobaczyć.    
Popijałam cappuccino i zajadając croissanta z czekoladą czekałam na Pauline, która miała zjawić się pół godziny temu. Ponownie spojrzałam na zegarek i postanowiłam napisać sarkastycznego smsa, kiedy ktoś odwrócił moją uwagę.
- Liviane? – zapytał męski baryton.
Mężczyzna był dość wysoki, jednak więcej nie mogłam nic powiedzieć. Ciemne okulary, granatowa czapka z daszkiem i dresowa bluza z kapturem całkowicie maskowała jego postać.
- Znamy się? – Zapytałam zdziwiona, że jakiś obcy facet mnie rozpoznaje.
- No pewnie – odpowiedział zdejmując okulary i usiadł naprzeciw mnie z szelmowskim uśmiechem, natomiast ja znieruchomiałam.
 - O mój Boże – wymsknęło mi się.
 - Hej, hej to ja, Jackson – przedstawił się, bardzo zadowolony z siebie.
 - Cześć – wtrąciłam nadal zaskoczona. – Nie poznałam Cię.
 - Taki efekt był zamierzony – zaśmiał się. – Paparazzi nie interesują zwykli przechodnie.
 - Zwykli może i nie, ale zamaskowani od góry do dołu owszem – wyjaśniłam z błyskiem w oku. – Można by Cię wziąć za terrorystę.
 - Twierdzisz, że rzucam się w oczy? Pomimo tego? – Wskazał na czapeczkę.
 - Niestety – stwierdziłam drocząc się z nim.
 - Żartujesz, prawda?
 - Pewnie – uśmiechnęłam się.
 - Co właściwie robisz w Nowym Jorku? – spytał. – Myślałem, że nadal jesteś w Londynie – zamyślił się na chwilę. – Z resztą Kellan nie wspomniał słowem, że…
 - On tu jest!? – Zapytałam przerażona, przy okazji oglądając się dookoła, jakby z za rogu miał nagle pojawić się blondyn. W przypływie nagłego stresu zrobiło mi się najnormalniej w świecie niedobrze.
 - Spokojnie Mia – zaczął, chwytając mnie za rękę. – Strasznie zbladłaś.
 - Jest tu? – Dążyłam.
 - Jest w Nowym Jorku, ale nie w tej kawiarni – wyjaśnił z lekkim uśmiechem. – Liviane możesz mi powiedzieć, co się właściwie dzieje?
 - A co ma się dziać? – Zareagowałam przy okazji gmerając w głębokiej torebce. – Nic Jackson, kompletnie nic.
 - Twoja reakcja mówi mi co innego – stwierdził.
 - Och! – Teatralnie westchnęłam. – Po prostu nie lubię niespodzianek, tyle.
 - Coś kręcisz – stwierdził dość poważnie. – Kellan też szaleje, co zupełnie do niego jest niepodobne. Od urodzin twojego szanownego ojczyma nie potrafię do niego dotrzeć.
 - Rozmawiałeś z nim? – Niepewnie spytałam, a moje serce zwiększyło swoje obroty.
 - Pokłóciliście się, prawda? – wyjaśnił ściszając głos.
 - Nie – odpowiedziałam, jednak bez przekonania.
 - Hej! – Krzyknęła nagle za moimi plecami Pauline, przez co podskoczyłam na krześle. – Przepraszam za spóźnienie, ale chyba nie nudziłaś się bardzo, co?
 - Ależ skąd – warknęłam przy okazji ilustrując ją wzrokiem.
Dziewczyna miała na sobie lekko rozkloszowaną sukienkę w kolorze pastelowej mięty, skórzaną ramoneskę i sandały na koturnach.
 - Wiesz, ile na Ciebie czekam? – Nie rezygnowałam z ostrego tonu.
Ta jednak machnęła tylko ręką i usiadła obok mnie, cały czas obserwując mojego tajemniczego rozmówce.
 - Może najpierw mnie przedstawisz swojemu znajomemu, zanim zrobisz mi kolejną awanturę – wytknęła, ja natomiast zapomniałam, że w kawiarni nie jesteśmy same.
 - Paulina – zaczęłam oficjalnym tonem. – Przedstawiam Ci Jacksona, Jack to Paulina moja narwana współlokatorka.
 - Miło mi – powiedział chłopak wstając. – Jackson Rathbone.
 - Paulina Wesołowska – odpowiedziała lekko zszokowana. – Czekaj, to ty jesteś tym…
 - Ciii! – Uciszyłam ją i pociągnęłam w dół. – Siadaj!
Posłusznie wykonała moje dziwne polecenie, przy okazji blondyn rozejrzał się dookoła, czy aby nie grozi mu niebezpieczeństwo ze strony paparazzi.
 - Ale ja nic nie rozumiem – dodała.
 - Tak jestem tym aktorem – tym razem wyjaśnił Rathbone, poprawiając czapeczkę. – I ukrywam się pod przykrywką normalnego faceta.
 - Właściwie to nie wyglądasz na normalnego faceta – zauważyła brunetka. – Rzucasz się w oczy, jak nie jeden psychiczne, niewyżyty seksoholik pedał.
 - Wow, dobra jest – stwierdził chłopak z uśmiechem.
 - Nawet bardzo – skomentowałam.
 - To co, jakie plany na najbliższy tydzień? – Zapytała Jacksona Paula.
 - A wy? – Wtrącił Rathbone.
 - Zapytałam pierwsza – zreflektowała się dziewczyna z szelmowskim uśmiechem.
Swój wzrok skierowałam na swoją przyjaciółkę, następnie obdarzyłam ciepłym spojrzeniem Jacksona.
 - Jak na razie nic ciekawego – odpowiedział wzruszając ramionami. – Jutro wieczorem promocja filmu i MTV Movie Awards, no a w piątek zjazd fanów i koncert mojej kapeli.
 - To przynajmniej coś się u was dzieje – wtrąciła Wesołowska z przekąsem. – Liviane i ja spełniamy się na zakupach, filmach i w galeriach.
 - A może miałybyście ochotę przyjść jutro na after party? – Zaproponował Jack. – Właściwie to nie, musicie przyjść!
 - Nie wiem, czy jest to dobry pomysł – powiedziałam spoglądając na przyjaciółkę.
 - Ależ to jest doskonały pomysł – zaoponowała Paulina. – Nie miałam jeszcze przyjemności być na takiej imprezie.
 - Nic szczególnego Cię tam nie spotka – powiedział. – Alkohol, przekąski, muzyka i co najważniejsze brak paparazzi.
 - No to rzeczywiście jest się z czego cieszyć – zauważyłam sarkastycznie. – A wiadomo kto będzie?
 - Niech pomyśle – zastanowił się chłopak. – Większość już Liviane znasz –  Nikki, Paul, Robert, Kristen może Ashley – i zaraz dodał. – Kellana niestety nie będzie.
 - Nie będzie Chrisa? – Wtrąciła z perfidną miną moja współlokatorka. – Jak szkoda.
Gdy tylko Paulina wyraziła się tak, a nie inaczej o moim przyjacielu, Jackson spojrzał na mnie w niezrozumiały sposób. Speszona i nieco zdezorientowana odwróciłam wzrok, skupiając uwagę na ludziach w kawiarni. W tej samej chwili zauważyłam zamaskowanego fotoreportera z wycelowanym obiektywem w moją postać.
 - Cholera! – Mruknęłam przy okazji zakładając ciemne okulary. – Mamy nieproszone towarzystwo.
 - Mówisz o tym facecie, który bezczelnie gapi się na moje nogi?! – Zapytała poirytowana dziewczyna.
 - Nie – naprowadziłam ją. – Na chłopaka siedzącego cztery stoliki dalej, strzelającego nam zdjęcia z ukrycia.
 - Pewnie Daily Mirror – odchrząknął Jackson. – Bardzo was przepraszam.
 - Nie masz za co – powiedziałam. – Od ostatniej imprezy w Londynie polują również i na mnie.
 - Tak, widziałem gazety dzień po urodzinach Howarda. Ale dam Ci dobrą radę, nie przejmuj się tym co piszą – mówił chłopak. – To wyssane z palca, nic nie warte plotki. Nie należy na nie nawet zwracać uwagi.
 - Zbyt dobrze znam ten świat Jackson – dodałam z lekkim uśmiechem.
 - To co robimy? – Wtrąciła Pauline. – Wychodzimy, kawkujemy dalej jak gdyby nic, czy organizujemy prowokację?
 - Prowokację?! – Zapytałam. – Paula, co ty kombinujesz?
 - Przecież to hieny – zaczęła. – Trzeba im dostarczyć rozrywki.
 - Naszym kosztem? – Nie rozumiałam jej.
 - Czemu nie – wyraził się Jack ściągając okulary i czapkę. – Paulina ma rację, koniec chowania się w kącie.
 - Nie ma życia bez ryzyka – dodała Wesołowska z uśmiechem.
 - Nie ma życia bez paparazzi, jak widać – wtrąciłam ironicznie.
 - Liviane chociaż raz w życiu daj się ponieść fali – powiedziała dziewczyna. – Pozwól decydować emocjom, a zdrowy rozsądek zostaw w domu.
Pokręciłam głową, pomysł mojej kochanej przyjaciółki w ogóle mi się nie spodobał. W tym samym momencie Paula wstała wraz z Jacksonem, a chłopak wyciągnął w moim kierunku dłoń. Z niepewnością spojrzałam mu w oczy i ujęłam rękę aktora, za to panna Wesołowska ruszyła w kierunku wyjścia.
 - Jackson, Liviane! – Krzyknęła tuż obok reportera. – Pospieszcie się gołąbki, nie mamy całego dnia na randkowanie.



Nie było aż tak źle spacerować w trójkę po parku niedaleko Mason Avenue. Popijałam owocowy koktajl i co chwila wybuchałam niepohamowanym śmiechem z wyskoków Jacksona i Pauliny.
  - To Ci się udało – wydusiła brunetka w przerwach pomiędzy lawiną chichotów. – Dlaczego ja Cię człowieku nie poznałam wcześniej, co?
  - Nie rozglądałaś się – dodał z szelmowskim uśmiechem. – A wystarczyło szerzej otworzyć oczy.
  - Oczy, czy chciałeś powiedzieć portal plotkarski? – Odpyskowała Paula.
  - Według Plotkary jesteś chamskim, nieobytym w świecie daltonistą – wtrąciłam swoje trzy grosze. – The Star zazwyczaj komentuje co jesz, grasz i nosisz na co dzień. E! twierdzi, że świetny z ciebie piosenkarz, ale na aktora się zupełnie nie nadajesz. Za to Pudelek uwielbia twoje rozczochrane blond loki w charakteryzacji Jaspera Hale.
 - Wow! – Skwitował z gwizdem Rathbone. – Skąd ty tyle o mnie wiesz?
 - Dla mnie to chleb powszedni Jackson – odpowiedziałam z uśmiechem. – Zapomniałeś na czym polega między innymi moja praca?
 - Nie miałem pojęcia, że aż tak bardzo się w to angażujesz.
 - Pracuje na zlecenie mojej matki, to dla niej wyszukuje najnowsze plotki w świecie show biznesu – wyjaśniłam.
 - No i oczywiście o was – dodała Pauline. – To znaczy o Chrisie, w końcu są dla siebie jak rodzeństwo.
Poczułam automatycznie dziwny uścisk w okolicach żołądka, a moja mina nie mówiła niczego dobrego. Przystanęłam w miejscu i bez wyrazu zaczęłam wpatrywać się w pobliskie drzewo. Znowu przypomniałam sobie Kellana i fakt, że od ponad dwóch tygodni nie dawał znaku życia. Od czasu gdy uprawialiśmy dziki seks w alkoholowej ekstazie…
Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, pospiesznie starłam ją dłonią i założyłam przeciwsłoneczne okulary. Paulina chyba zauważyła swoje faux pas i automatycznie zmieniła temat.
 - Ojej, okropnie czas leci przy dobrej zabawie – powiedziała. – Odprowadzisz nas do taksówki?
 - Pewnie – wtrącił lekko zaskoczony chłopak. – Liviane idziesz?
 - Mhm.
 - To o której mamy być na tej całej imprezie? – Zapytała nagle Wesołowska.
 - Przyjadę po was – powiedział podekscytowany aktor.
 - Jackson – zaczęłam. – Nie musisz.
 - Ale bardzo chcę – wtrącił, dając mi buzi w policzek. – I proszę nie zabieraj mi tej przyjemności.
Na mojej ustach zagościł krótkotrwały uśmiech, chłopak dodatkowo objął mnie ramieniem.
 - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – szepnął mi do ucha. – Jestem pewny, że wkrótce się dogadacie.
 - Skąd – zaczęłam, jednak nie dane mi było skończyć.
 - Nie jestem ślepy Mia, poza tym zachowanie Pauliny mówi jasno i wyraźnie – odpowiedział. – Spróbuje z nim pogadać.
 - Nie – Przerwałam mu brutalnie. – To sprawa jedynie między nami, to co się stało już się nie odstanie.
 - Taksówka! – Krzyknęła Pauline. – Liviane chodź!
 - Obiecaj mi, że nic nie zrobisz – błagałam.  
 - Ale… - chciał jeszcze coś dodać, ale ponownie weszłam mu w słowo.
 - Do jutra! – Powiedziałam i wsiadłam do żółtego pojazdu z numerem bocznym 2410.



Siedziałam przed toaletką dopracowując do perfekcji swój wieczorowy makijaż, natomiast Paulina zwarta i gotowa od trzydziestu minut chodziła od okna do okna.
 - Jeszcze chwila, a odcisków się nabawisz w tych nowych szpilkach – rzuciłam z przekąsem. – Usiądź, poczytaj nie wiem…
 - Ale ja już nie mogę się doczekać tej całej imprezy – opowiedziała podekscytowana.
 - Imprezy? – Zakpiłam. – Przecież ty nie lubisz wystawnych bankietów, kreacji do ziemi i bezsensownie pomalowanych lal.
 - Za to uwielbiam darmowy drinki i męskie tyłki – uśmiechnęła się podstępnie. – Zobaczysz, dzisiaj poznam ojca swoich dzieci.
 - Mówisz tak za każdym razem, gdy wychodzimy gdziekolwiek – zauważyłam.
 - Kochana, zawsze trzeba mieć oczy otwarte, jak mówią nie znasz dnia ani godziny – powiedziała. – Gdy trafi Cię grom z jasnego nieba.
 - Pożyjemy zobaczymy – westchnęłam.
 - Ty mi tu nie wzdychaj – powiedziała. – Tylko wbijaj się w wieczorową kieckę, bo jeszcze blondyn będzie podziwiał twoje zgrabne pośladki w bieliźnie.
 - Bardzo śmieszne – odpowiedziałam i zaczęłam się ubierać.
 - Aaa… - Zawołała Paula. – Jasper przyjechał!
 - Jaki Jasper? – Zdziwiłam się.
 - No Boże, Jackson – poprawiła się. – Wybacz, zawsze mi się myli.
 - Tylko nie strzel takiej gafy przy naszym gwiazdorze – powiedziałam. – To się nie mieści w głowie.
 - Oj tam, oj tam – westchnęła podążając w stronę wyjścia.



Jackson przyjechał po nas punktualnie. Nadal nie byłam pewna, czy dobrze robię udając się na afterparty. Ale zarówno Paula jak i Jack zapewniali mnie, że będziemy się doskonale bawić. Siadaliśmy i wysiadaliśmy z samochodu w blasku fleszy paparazzi, co zupełnie nie zraziło Pauliny, która perfidnie uśmiechała się do fotoreporterów i pozując na każdym kroku.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce, ogarnął nas tłum rozhisteryzowanych fanów i przepychających się paparazzi. Z niepokojem rozglądałam się dookoła, nie lubiłam być w centrum uwagi, natomiast Rathbone posłał mi wesoły uśmiech, dla niego w końcu była to bułka z masłem.
Spojrzałam przelotnie na Paulę, poprawiała usta malinowym błyszczykiem i czekała na wielkie wyjście. Znajomy Kellana chwycił mnie niespodziewanie za rękę, a następnie otworzył drzwi od samochodu.
Takiego szumu, gwaru i krzyków jeszcze w życiu nie słyszałam. Dziewczyny wrzeszczały jakieś niezrozumiałe dla mnie teksty, a reporterzy nawoływali do zdjęć. Sekundę po opuszczeniu przez nas auta otoczyli nas ochroniarze, razem z Pauliną ruszyłyśmy ramię w ramię obok Jacksona. Kiedy już znaleźliśmy się w green-roomie, odetchnęłam z ulgą.
 - Najmocniej przepraszam za to przedstawienie – powiedział chłopak poprawiając marynarkę. – Sam jestem w szoku, że aż tyle się ich tam zgromadziło.
 - Chyba jednak nie tak, jak my – dodałam z przekąsem. – A teraz gdzie idziemy?
 - Jak to gdzie? – Zdziwił się. – Red Carpet wzywa.
 - Ale fajnie! – Zapiszczała Paulina. – To co idziemy?!
 - Czy mnie oczy mylą? – Odezwał się nagle za mną męski baryton, od razu odwróciłam się w jego kierunku. – Liviane? To naprawdę ty?
Na moich ustach pojawił się uśmiech, a zaraz potem spojrzałam przelotnie na Paulinę. Nie była zbytnio poruszona obecnością kolejnego gwiazdora. Wysoki mężczyzna w ciemnoszarym garniturze i jasnej koszuli podrapał się po brodzie, na której widoczny był już kilkudniowy zarost.
 - Cześć Rob – przywitałam się machając. – Miło Cię widzieć.
 - Wzajemnie – dodał, śmiejąc się przy okazji. – Kristen nie uwierzy, że jesteś tutaj, a co powie Nikki?
 - A co mam powiedzieć? – Odezwał się nagle damski głos z daleka. – I na jaki temat?
Pattinson i Rathbone wybuchnęli śmiechem, przy okazji wymieniając uściski.
 - Kochana, ty zawsze znajdziesz powód do plotkowania – odpowiedziała inna aktorka podchodząca do Roba, sekundę później jej wzrok spoczął na mnie. – Ale jaja! Mia!
 - Mia? Jaka Mia? – Zdziwiła się Reed. 
 - Witaj Kristen, Nikki! – odezwałam się.
 - Witaj słońce – zaćwierkała blondyna całując mnie w policzek.
 - Ale fajnie, że jesteś – powiedziała Stewart. – W końcu ktoś nowy na takiej imprezie, przynajmniej nie będzie nudno.
 - Przynajmniej ktoś do spicia – wtrącił Rob z chichotem, za co na marginesie dałam mu sójkę w bok.
 - Dobra, koniec żartów moim kosztem – powiedziałam. – Chcę wam przedstawić moją przyjaciółkę, która będzie się dzisiaj z nami bawić. Kristen, Nikki, Rob to Paulina.
 - Cześć – przywitała się moja współlokatorka. – Cieszę się, że mogę was poznać.
 - Przyjemność po naszej stronie – odezwał się Pattinson. – Jesteś gotowa na szaleństwa Hollywood?
 - I to jeszcze jak – odpowiedziała z uśmiechem brunetka, co wywołało lawinę śmiechu wśród nas wszystkich. – Zwłaszcza, że nie wiem, czego mogę się spodziewać, co jest swego rodzaju fascynujące.  
 - Zbyt wiele bym nie oczekiwał – szepnął na stronie Robert. – Ale… same wiecie dziewczyny, jak to jest…
 - No jakoś chyba nie bardzo – zgasiła go Wesołowska, robiąc przy tym swoją pokazową niezrozumiałą minę. – Zwłaszcza, że nie mamy pojęcia o czym mówisz.
Zaśmiałam się pod nosem. Wiedziałam, że moja przyjaciółka nie przepada za Pattinsonem, zwłaszcza za jego grą aktorską, ale nie spodziewałam się takiej reakcji po niej. Chociaż nie powinnam się dziwić, dziewczyna od zawsze mówiła to, co myślała i zwykle perfekcyjnie potrafiła wyczuć odpowiedni moment swojej ciętej riposty.   

 - Chodźmy – zachęcił Jackson, oferując mi swoje prawe ramię, a Paulinie lewe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz