- Mia! – Krzyknęła mi do ucha Pauline. – Wstań,
mam już tego wszystkiego dość!
Leniwie przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, która
stała nad moim łóżkiem podpierając się na bokach. Ta nie zważając na moje
pojękiwania z rozmachem rozsunęła ciemne zasłony, by do pokoju wpadło słoneczne
światło. Automatycznie zarzuciłam sobie kołdrę na głowę i obróciłam się w drugą
stronę, aby jeszcze przez chwilę mieć trochę spokoju.
Niestety Pauline wzięła sobie chyba za punkt
honoru, aby doprowadzić mnie do stanu używalności publicznej. Panna Wesołowska
otworzyła na szerokość okno tarasowe, a następnie włączyła radio na pełen regulator.
- Koniec tego mazania się – stwierdziła z bojową
miną. – Od czterech dni nie wychodzisz z pokoju. Nie jesz, nawet mnie nie
chcesz widzieć, ale wiesz co – warknęła z jadowitym sarkazmem. – Mam to dupie!
- Paulina daj spokój! – Odezwałam się łamaną
polszczyzną. – Proszę zostaw mnie w spokoju.
- Nie ma mowy – powiedziała pewna siebie. –
Wstawaj! Za godzinę mamy wizytę u fryzjera, potem kosmetyczka i lunch, a
popołudniu idziemy do kina.
- Skończyłaś? – Spytałam perfidnym tonem.
- Oczywiście – odpowiedziała klaszcząc w dłonie.
– Raz, raz, ubieraj się.
- Ja nigdzie nie idę – powtórzyłam jak mantrę. –
Idź sobie sama.
- Twój jakikolwiek sprzeciw będzie bezpodstawny
– stwierdziła.
Prychnęłam zniecierpliwiona pod nosem i
spojrzałam na przyjaciółkę. Nie zamierzała tym razem odpuszczać, stała tak nade
mną, że w końcu postanowiłam się ruszyć z łóżka. Moje zachowanie wywołało
szeroki uśmiech na ustach Pauliny, a ja z miną męczennicy podążyłam do
łazienki.
Wpływ ciepłego prysznica, ulubionego szamponu
jaśminowego i żelu pod prysznic sprawił, że poczułam się o niebo lepiej. Jednak,
gdy tylko wróciłam do pokoju, ogarnęło mnie poczucie beznadziejności.
W ciągu tych kilku minut moja kochana
współlokatorka sprzątnęła pierduśnik w mojej sypialni, zrobiła śniadanie i
uszykowała mi ciuchy. Tym razem nie grymasząc ubrałam się, związałam włosy i
ruszyłam powolnym krokiem do kuchni, gdzie Pauline czekała na mnie z
naleśnikami i czarną kawą.
- Jesteś kochaną istotą – powiedziałam, upijając
łyk espresso. – Mimo to, mam ochotę Cię udusić.
- Jakbyś nie zachowywała się od czterech dni jak
zombie – stwierdziła. – Inaczej byśmy rozmawiały.
- Przepraszam,
że zachowuje się jak zombie – przyznałam szczerze, automatycznie moja mina
zrzedła.
- To nie twoja wina Mia – wtrąciła siadając na
blacie. – Tylko tego patafiana – posłała mi współczujące spojrzenie i mówiła
dalej. – Przykro mi, że musisz to usłyszeć właśnie ode mnie, ale taka jest
prawda i dobrze by było, żeby w końcu to do Ciebie dotarło.
- Nie mów tak – szepnęłam, a przeżuwany przeze
mnie naleśnik, gdzieś ugrzązł mi w gardle.
- Tylko spójrz – zaczęła wyliczać. – Minęło
prawie pięć dni od waszej nocnej eskapady i co, zadzwonił? Napisał emaila?
- Nie – odpowiedziałam i już całkowicie
straciłam apetyt.
- A może przyszedł osobiście? – zakpiła.
Nie miałam już siły zaprzeczać, nie miałam nawet
siły spojrzeć na najlepszą przyjaciółkę, której argumenty powinny mi dać wiele
do myślenia. Wpatrywałam się jedynie tępo w niedojedzony naleśnik i ponownie
poczułam się bezsilna, a na dodatek miałam ochotę się rozpłakać.
- Może to ja powinnam zadzwonić… - zaczęłam
niepewnie, ale napotkałam gniewny wzrok dziewczyny.
- TY?! – syknęła. – Chyba Cię pogibało i to
zdrowo. Przecież to on naważył piwa – wskazała wymownie w kierunku drzwi.
- Obydwoje jesteśmy jednakowo winni – wytknęłam.
- Wiem jak jest Ci ciężko – westchnęła, ponieważ
musiała zmienić strategię.
- Czyżby? – Powrócił tymczasowy sarkazm.
- No dobra nie wiem, ale mogę sobie wyobrazić –
poprawiła się. – Sprawa wydaje się beznadziejna i pozostaje nam jedyne wyjście.
Spojrzałam na dziewczynę czekając na dalsze
wyjaśnienia, bądź kolejne zwariowane pomysły.
- Zapomnij o tym co się stało – powiedziała w
końcu. – Puść w niepamięć i żyj tak, jak przedtem.
- Gdyby
to było takie proste, jak mówisz – stwierdziłam z lekkim sarkazmem. – Puść w
niepamięć i żyj dalej.
- Jeżeli nie spróbujesz nie będziesz wiedziała –
dodała. – Poza tym pamiętasz, jak zazdrościłyśmy aktorkom w Chirurgach? Spójrz
na Meredith spała z kim popadnie – Derek, Alex, George, weterynarz, albo
Addison… - trajkotała.
- Boże Pauline! – Warknęłam. – Życie to nie
film, jeżeli tak chcesz mnie pocieszyć, to lepiej tego nie rób.
- Ale nie o to mi chodziło – wyjaśniła. – Chcę
abyś po upadku podniosła się i ruszyła dalej, z wysoko postawioną głową.
Paulina miała całkowitą rację, co do Kellana i
musiałam to wreszcie przyjąć do wiadomości. Przez ostatnie kilka dni nie żyłam,
ja wegetowałam, czekając na jakikolwiek telefon, wiadomość tekstową czy mailową
od Chrisa. Miałam nadzieję, że odezwie się do mnie po tym, co stało się po
powrocie z przyjęcia od mojej matki. Spróbujemy porozmawiać, wyjaśnić
zaistniałą sytuację, jednak nie doczekałam się, co doprowadziło mnie do pewnego
rodzaju frustracji. Każdy kolejny dzień sprawiał, że cierpiałam bardziej. Było
mi cholernie przykro, że mój najlepszy kumpel zachował się tak, jakby nigdy nie
doszło do naszego seksualnego spełniania. Albo co wydało mi się gorsze,
zupełnie nie przejął się tym, że uprawiał seks z najlepszą przyjaciółką, prawie
siostrą. Uznając, że „przecież się nic nie stało” albo „to normalne, wśród
przyjaciół”.
- Podsumowując – odezwałam się po chwili. – Mam
zapomnieć o tym, że poszłam do łóżka z najlepszym przyjacielem, który nawet nie
raczył zatelefonować do mnie przez dobry tydzień, udając że „niezręczna”
sytuacja między nami nie miała miejsca?
- Dokładnie – zgodziła się ze mną. – Lepiej bym
tego nie ujęła.
- To ma sens – przyznałam. – Mimo to, nadal się
fatalnie z tym czuje.
- Wiem, Mia – odpowiedziała. – Dlatego
zaplanowałam nam wyjście…
- Dobra, dobra – rzuciłam. – Chodźmy już do tego
fryzjera. Tylko uprzedzam, ja nie zamierzam się strzyc.
- Jeszcze zmienisz zdanie – zachichotała. –
Biegnę po torebkę i możemy wychodzić.
Uzbrojona w ciemne okulary, zakrywające podpuchnięte
oczy, wygodne jeansy, trampki i skórzaną kurtkę, ruszyłam ramie w ramię z
Pauliną. Dwie godziny później siedziałam w galerii handlowej zajadając sałatkę
grecką z odświeżonym kolorem włosów i krwistoczerwonym manicure na dłoniach.
- Jesteś totalną wariatką – wyznałam z
uśmiechem. – Ale przyznaje tego było mi trzeba.
- Kto inny zna cię tak, jak ja – przyznała.
- Chyba nikt – stwierdziłam.
- Dobra – zaśmiała się, odkładając sztućce. – Mam
dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- Dawaj – zachęciłam ją.
- W przyszłym tygodniu lecę do Stanów – zaczęła.
– I bardzo bym chciała, żebyś mi towarzyszyła. Polecisz ze mną, prawda?
W pierwszej chwili myślała, że żartuje, dlatego
spojrzałam na nią, jak na osobę ubezwłasnowolnioną z przyczyn chorób
psychicznych.
- Wiesz, musiałabym się zastanowić – odezwałam
się nieśmiało. – A z drugiej strony, co ja niby miałabym tam robić?
- Właściwie to już zarezerwowałam nam bilety –
powiedziała, lekceważąc całkowicie to, co jej przed chwilą oznajmiłam. – Mój
ojciec będzie nas oczekiwał na lotnisku, a zamieszkamy u mojej ciotki na Upper
East Side. Pamiętasz chyba Alice?
- Pamiętam
zwariowaną ciotkę Allie, siostrę twojej matki – odpowiedziałam, ale zaraz
wróciłam do tematu. – A co właściwie twój ojciec robi w Nowym Jorku?
- Jakieś interesy – wzruszyła ramionami. –
Chciał żebym przyjechała, bo potrzebuje tłumacza.
- Tłumacza? – Zdziwiłam się.
- Zapomniałaś, że mój ojciec należy do grona
specyficznych person – powiedziała Paulina. – Ufa tylko swoim, a skoro mogę mu
pomóc, to tym bardziej się z tego cieszę. Poza tym, dobrze wiesz, że nie
widujemy się często.
- Znam to, aż za dobrze – odpowiedziałam i od
razu zatęskniłam za swoim ojcem.
- To co, mogę na Ciebie liczyć? – Ponowiła
propozycję. – Podbijemy Nowy Jork?
- Czemu nie – zaoponowałam. – Zmiana otoczenia i
ludzi dobrze mi zrobi, może nawet uda mi się zobaczyć z Antonio.
- No widzisz – ucieszyła się. – Ale będzie
fajnie, zobaczysz. Pójdziemy na zakupy, do klubu, pozwiedzamy.
- A co z Chrisem? – Wróciłam do bolesnego
tematu.
- A co ma być? – Zareagowała Wesołowska automatycznie.
– Nic Liviane, nic.
Minęło dwanaście dni, kiedy to ostatni raz
widziałam się z Chrisem. Do tego czasu nadal nie zadzwonił, nie napisał i nie
przyszedł, w ogóle nie dawał znaków życia. Był zajętym człowiekiem, ale tym
razem praca nie była dostateczną wymówką. Znałam go zbyt dobrze, więc bolało
mnie to bardziej niż, tak naprawdę powinno. W miarę możliwości i staraniom
Pauline, która nie pozwalała mi na użalanie się nad sobą, wróciłam do swoich
zajęć i właściwego funkcjonowania.
Siedziałam właśnie w jednej z małych i
przytulnych kawiarenek na Manhattanie, gdzie wcześniej umówiłam się ze swoją
przyjaciółką na późne śniadanie. W Stanach bawiłyśmy już kilka dni i byłam
naprawdę zadowolona z tego wyjazdu. Nowe miejsce, nowi ludzie sprawili, że
chodź na chwilę zapomniałam o swoich problemach. I tak oto spotkałyśmy się z
tatą Pauliny, zwiedzałyśmy miasto i chodziłyśmy na zakupy, pozostawiając smutki
i niedole daleko za sobą.
Dość szybko zadomowiłyśmy się w apartamencie ciotki
Alice, która jak się później dowiedziałam nalegała na przyjazd swojej
chrześnicy już z dobrych kilka lat. Wreszcie kiedy moja przyjaciółka wyraziła
chęć odwiedzin, ciotka była tak zachwycona i rozanielona, że postanowiła zadbać
o naszą wygodę podczas całego pobytu w Nowym Jorku. Każda z nas otrzymała do
swojej dyspozycji sypialnię z widokiem na pobliski park, pokojówkę, a także
dostęp do siłowni i prywatnego basenu. Jak dla mnie Alice nieco przesadzała ze
swoją gościnnością, ale nie chciała słyszeć o jakiejkolwiek odmowie, a nam, cóż
nie dane było się nie zgodzić.
Znałam cioteczkę Allie przede wszystkim z
opowiadań Pauliny, ale kiedy poznałam ją osobiście musiałam stwierdzić, że to
wspaniała i ciepła osoba. Zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha, wesoła z
mnóstwem szalonych pomysłów. Aktualnie pracuje w kancelarii prawniczej, jest
wykładowcą prawa handlowego na tutejszym uniwersytecie, współautorem
podręcznika akademickiego, a także radcą prawnym kilku bardzo wpływowych,
nowojorskich firm farmaceutycznych. Na nadmiar obowiązków Alice nie narzeka,
wręcz przeciwnie jest zadowolona z takiego obrotu spraw, ponieważ im więcej
rzeczy ma na głowie, tym bardziej jest zorganizowana – mówi. Nic więc dziwnego,
że całymi dniami i nocami pracuje, ale dzięki temu dorobiła się niemałego
majątku.
Z moim ojcem miałam się zobaczyć niebawem, ponieważ
ku mojemu szczęściu miał zjawić się za kilka dni w Nowym Jorku w interesach. Cieszyłam
się na to spotkanie bardziej, niż zwykle, być może dlatego, że ostatnio widzieliśmy
się z papą rok temu. Antonio zawsze był przy mnie, oczywiście kiedy jeszcze
mieszkaliśmy razem z Victorią. Rozumiał mnie i potrafił zrozumieć, w
przeciwieństwie do mamy, która trzymała mnie na dystans. Mój telefon z
wiadomością o pobycie w Stanach ucieszył ojca na tyle, że chciał w tej samej
chwili znaleźć się na pokładzie samolotu lecącego do Nowego Jorku, by jak
najszybciej się ze mną zobaczyć. Oczywiście uspokoiłam go obietnicą, że nigdzie
się nie wybieram przynajmniej przez dwa tygodnie i na pewno zdążymy się
zobaczyć.
Popijałam cappuccino i zajadając croissanta z
czekoladą czekałam na Pauline, która miała zjawić się pół godziny temu.
Ponownie spojrzałam na zegarek i postanowiłam napisać sarkastycznego smsa,
kiedy ktoś odwrócił moją uwagę.
- Liviane? – zapytał męski baryton.
Mężczyzna był dość wysoki, jednak więcej nie
mogłam nic powiedzieć. Ciemne okulary, granatowa czapka z daszkiem i dresowa
bluza z kapturem całkowicie maskowała jego postać.
- Znamy się? – Zapytałam zdziwiona, że jakiś obcy
facet mnie rozpoznaje.
- No pewnie – odpowiedział zdejmując okulary i
usiadł naprzeciw mnie z szelmowskim uśmiechem, natomiast ja znieruchomiałam.
- O mój
Boże – wymsknęło mi się.
- Hej,
hej to ja, Jackson – przedstawił się, bardzo zadowolony z siebie.
- Cześć –
wtrąciłam nadal zaskoczona. – Nie poznałam Cię.
- Taki
efekt był zamierzony – zaśmiał się. – Paparazzi nie interesują zwykli
przechodnie.
- Zwykli
może i nie, ale zamaskowani od góry do dołu owszem – wyjaśniłam z błyskiem w
oku. – Można by Cię wziąć za terrorystę.
-
Twierdzisz, że rzucam się w oczy? Pomimo tego? – Wskazał na czapeczkę.
-
Niestety – stwierdziłam drocząc się z nim.
-
Żartujesz, prawda?
- Pewnie
– uśmiechnęłam się.
- Co właściwie
robisz w Nowym Jorku? – spytał. – Myślałem, że nadal jesteś w Londynie –
zamyślił się na chwilę. – Z resztą Kellan nie wspomniał słowem, że…
- On tu
jest!? – Zapytałam przerażona, przy okazji oglądając się dookoła, jakby z za
rogu miał nagle pojawić się blondyn. W przypływie nagłego stresu zrobiło mi się
najnormalniej w świecie niedobrze.
-
Spokojnie Mia – zaczął, chwytając mnie za rękę. – Strasznie zbladłaś.
- Jest
tu? – Dążyłam.
- Jest w
Nowym Jorku, ale nie w tej kawiarni – wyjaśnił z lekkim uśmiechem. – Liviane
możesz mi powiedzieć, co się właściwie dzieje?
- A co ma
się dziać? – Zareagowałam przy okazji gmerając w głębokiej torebce. – Nic
Jackson, kompletnie nic.
- Twoja
reakcja mówi mi co innego – stwierdził.
- Och! –
Teatralnie westchnęłam. – Po prostu nie lubię niespodzianek, tyle.
- Coś
kręcisz – stwierdził dość poważnie. – Kellan też szaleje, co zupełnie do niego
jest niepodobne. Od urodzin twojego szanownego ojczyma nie potrafię do niego
dotrzeć.
-
Rozmawiałeś z nim? – Niepewnie spytałam, a moje serce zwiększyło swoje obroty.
-
Pokłóciliście się, prawda? – wyjaśnił ściszając głos.
- Nie –
odpowiedziałam, jednak bez przekonania.
- Hej! – Krzyknęła
nagle za moimi plecami Pauline, przez co podskoczyłam na krześle. – Przepraszam
za spóźnienie, ale chyba nie nudziłaś się bardzo, co?
- Ależ
skąd – warknęłam przy okazji ilustrując ją wzrokiem.
Dziewczyna miała na sobie lekko rozkloszowaną sukienkę
w kolorze pastelowej mięty, skórzaną ramoneskę i sandały na koturnach.
- Wiesz,
ile na Ciebie czekam? – Nie rezygnowałam z ostrego tonu.
Ta jednak machnęła tylko ręką i usiadła obok
mnie, cały czas obserwując mojego tajemniczego rozmówce.
- Może
najpierw mnie przedstawisz swojemu znajomemu, zanim zrobisz mi kolejną awanturę
– wytknęła, ja natomiast zapomniałam, że w kawiarni nie jesteśmy same.
- Paulina
– zaczęłam oficjalnym tonem. – Przedstawiam Ci Jacksona, Jack to Paulina moja
narwana współlokatorka.
- Miło mi
– powiedział chłopak wstając. – Jackson Rathbone.
- Paulina
Wesołowska – odpowiedziała lekko zszokowana. – Czekaj, to ty jesteś tym…
- Ciii! –
Uciszyłam ją i pociągnęłam w dół. – Siadaj!
Posłusznie wykonała moje dziwne polecenie, przy
okazji blondyn rozejrzał się dookoła, czy aby nie grozi mu niebezpieczeństwo ze
strony paparazzi.
- Ale ja
nic nie rozumiem – dodała.
- Tak
jestem tym aktorem – tym razem wyjaśnił Rathbone, poprawiając czapeczkę. – I
ukrywam się pod przykrywką normalnego faceta.
-
Właściwie to nie wyglądasz na normalnego faceta – zauważyła brunetka. – Rzucasz
się w oczy, jak nie jeden psychiczne, niewyżyty seksoholik pedał.
- Wow,
dobra jest – stwierdził chłopak z uśmiechem.
- Nawet
bardzo – skomentowałam.
- To co,
jakie plany na najbliższy tydzień? – Zapytała Jacksona Paula.
- A wy? –
Wtrącił Rathbone.
-
Zapytałam pierwsza – zreflektowała się dziewczyna z szelmowskim uśmiechem.
Swój wzrok skierowałam na swoją przyjaciółkę,
następnie obdarzyłam ciepłym spojrzeniem Jacksona.
- Jak na
razie nic ciekawego – odpowiedział wzruszając ramionami. – Jutro wieczorem
promocja filmu i MTV Movie Awards, no a w piątek zjazd fanów i koncert mojej
kapeli.
- To
przynajmniej coś się u was dzieje – wtrąciła Wesołowska z przekąsem. – Liviane
i ja spełniamy się na zakupach, filmach i w galeriach.
- A może miałybyście
ochotę przyjść jutro na after party? – Zaproponował Jack. – Właściwie to nie,
musicie przyjść!
- Nie
wiem, czy jest to dobry pomysł – powiedziałam spoglądając na przyjaciółkę.
- Ależ to
jest doskonały pomysł – zaoponowała Paulina. – Nie miałam jeszcze przyjemności
być na takiej imprezie.
- Nic szczególnego
Cię tam nie spotka – powiedział. – Alkohol, przekąski, muzyka i co
najważniejsze brak paparazzi.
- No to
rzeczywiście jest się z czego cieszyć – zauważyłam sarkastycznie. – A wiadomo
kto będzie?
- Niech
pomyśle – zastanowił się chłopak. – Większość już Liviane znasz – Nikki, Paul, Robert, Kristen może Ashley – i
zaraz dodał. – Kellana niestety nie będzie.
- Nie
będzie Chrisa? – Wtrąciła z perfidną miną moja współlokatorka. – Jak szkoda.
Gdy tylko Paulina wyraziła się tak, a nie
inaczej o moim przyjacielu, Jackson spojrzał na mnie w niezrozumiały sposób.
Speszona i nieco zdezorientowana odwróciłam wzrok, skupiając uwagę na ludziach
w kawiarni. W tej samej chwili zauważyłam zamaskowanego fotoreportera z
wycelowanym obiektywem w moją postać.
- Cholera!
– Mruknęłam przy okazji zakładając ciemne okulary. – Mamy nieproszone
towarzystwo.
- Mówisz
o tym facecie, który bezczelnie gapi się na moje nogi?! – Zapytała poirytowana
dziewczyna.
- Nie –
naprowadziłam ją. – Na chłopaka siedzącego cztery stoliki dalej, strzelającego
nam zdjęcia z ukrycia.
- Pewnie Daily
Mirror – odchrząknął Jackson. – Bardzo was przepraszam.
- Nie
masz za co – powiedziałam. – Od ostatniej imprezy w Londynie polują również i
na mnie.
- Tak,
widziałem gazety dzień po urodzinach Howarda. Ale dam Ci dobrą radę, nie
przejmuj się tym co piszą – mówił chłopak. – To wyssane z palca, nic nie warte
plotki. Nie należy na nie nawet zwracać uwagi.
- Zbyt
dobrze znam ten świat Jackson – dodałam z lekkim uśmiechem.
- To co
robimy? – Wtrąciła Pauline. – Wychodzimy, kawkujemy dalej jak gdyby nic, czy
organizujemy prowokację?
-
Prowokację?! – Zapytałam. – Paula, co ty kombinujesz?
-
Przecież to hieny – zaczęła. – Trzeba im dostarczyć rozrywki.
- Naszym
kosztem? – Nie rozumiałam jej.
- Czemu
nie – wyraził się Jack ściągając okulary i czapkę. – Paulina ma rację, koniec
chowania się w kącie.
- Nie ma
życia bez ryzyka – dodała Wesołowska z uśmiechem.
- Nie ma
życia bez paparazzi, jak widać – wtrąciłam ironicznie.
- Liviane
chociaż raz w życiu daj się ponieść fali – powiedziała dziewczyna. – Pozwól
decydować emocjom, a zdrowy rozsądek zostaw w domu.
Pokręciłam głową, pomysł mojej kochanej
przyjaciółki w ogóle mi się nie spodobał. W tym samym momencie Paula wstała
wraz z Jacksonem, a chłopak wyciągnął w moim kierunku dłoń. Z niepewnością
spojrzałam mu w oczy i ujęłam rękę aktora, za to panna Wesołowska ruszyła w
kierunku wyjścia.
-
Jackson, Liviane! – Krzyknęła tuż obok reportera. – Pospieszcie się gołąbki,
nie mamy całego dnia na randkowanie.
Nie było aż tak źle spacerować w trójkę po parku
niedaleko Mason Avenue. Popijałam owocowy koktajl i co chwila wybuchałam
niepohamowanym śmiechem z wyskoków Jacksona i Pauliny.
- To Ci
się udało – wydusiła brunetka w przerwach pomiędzy lawiną chichotów. – Dlaczego
ja Cię człowieku nie poznałam wcześniej, co?
- Nie
rozglądałaś się – dodał z szelmowskim uśmiechem. – A wystarczyło szerzej
otworzyć oczy.
- Oczy,
czy chciałeś powiedzieć portal plotkarski? – Odpyskowała Paula.
- Według
Plotkary jesteś chamskim, nieobytym w
świecie daltonistą – wtrąciłam swoje trzy grosze. – The Star zazwyczaj komentuje co jesz, grasz i nosisz na co dzień. E! twierdzi, że świetny z ciebie
piosenkarz, ale na aktora się zupełnie nie nadajesz. Za to Pudelek uwielbia twoje rozczochrane blond loki w charakteryzacji
Jaspera Hale.
- Wow! – Skwitował
z gwizdem Rathbone. – Skąd ty tyle o mnie wiesz?
- Dla
mnie to chleb powszedni Jackson – odpowiedziałam z uśmiechem. – Zapomniałeś na
czym polega między innymi moja praca?
- Nie
miałem pojęcia, że aż tak bardzo się w to angażujesz.
- Pracuje
na zlecenie mojej matki, to dla niej wyszukuje najnowsze plotki w świecie show
biznesu – wyjaśniłam.
- No i
oczywiście o was – dodała Pauline. – To znaczy o Chrisie, w końcu są dla siebie
jak rodzeństwo.
Poczułam automatycznie dziwny uścisk w okolicach
żołądka, a moja mina nie mówiła niczego dobrego. Przystanęłam w miejscu i bez
wyrazu zaczęłam wpatrywać się w pobliskie drzewo. Znowu przypomniałam sobie
Kellana i fakt, że od ponad dwóch tygodni nie dawał znaku życia. Od czasu gdy
uprawialiśmy dziki seks w alkoholowej ekstazie…
Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza,
pospiesznie starłam ją dłonią i założyłam przeciwsłoneczne okulary. Paulina
chyba zauważyła swoje faux pas i
automatycznie zmieniła temat.
- Ojej,
okropnie czas leci przy dobrej zabawie – powiedziała. – Odprowadzisz nas do
taksówki?
- Pewnie
– wtrącił lekko zaskoczony chłopak. – Liviane idziesz?
- Mhm.
- To o
której mamy być na tej całej imprezie? – Zapytała nagle Wesołowska.
-
Przyjadę po was – powiedział podekscytowany aktor.
- Jackson
– zaczęłam. – Nie musisz.
- Ale bardzo
chcę – wtrącił, dając mi buzi w policzek. – I proszę nie zabieraj mi tej
przyjemności.
Na mojej ustach zagościł krótkotrwały uśmiech,
chłopak dodatkowo objął mnie ramieniem.
-
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – szepnął mi do ucha. – Jestem pewny, że
wkrótce się dogadacie.
- Skąd –
zaczęłam, jednak nie dane mi było skończyć.
- Nie
jestem ślepy Mia, poza tym zachowanie Pauliny mówi jasno i wyraźnie – odpowiedział.
– Spróbuje z nim pogadać.
- Nie –
Przerwałam mu brutalnie. – To sprawa jedynie między nami, to co się stało już
się nie odstanie.
-
Taksówka! – Krzyknęła Pauline. – Liviane chodź!
- Obiecaj
mi, że nic nie zrobisz – błagałam.
- Ale… -
chciał jeszcze coś dodać, ale ponownie weszłam mu w słowo.
- Do
jutra! – Powiedziałam i wsiadłam do żółtego pojazdu z numerem bocznym 2410.
Siedziałam przed toaletką dopracowując do
perfekcji swój wieczorowy makijaż, natomiast Paulina zwarta i gotowa
od trzydziestu minut chodziła od okna do okna.
- Jeszcze
chwila, a odcisków się nabawisz w tych nowych szpilkach – rzuciłam z przekąsem.
– Usiądź, poczytaj nie wiem…
- Ale ja
już nie mogę się doczekać tej całej imprezy – opowiedziała podekscytowana.
-
Imprezy? – Zakpiłam. – Przecież ty nie lubisz wystawnych bankietów, kreacji do
ziemi i bezsensownie pomalowanych lal.
- Za to
uwielbiam darmowy drinki i męskie tyłki – uśmiechnęła się podstępnie. –
Zobaczysz, dzisiaj poznam ojca swoich dzieci.
- Mówisz
tak za każdym razem, gdy wychodzimy gdziekolwiek – zauważyłam.
- Kochana,
zawsze trzeba mieć oczy otwarte, jak mówią nie znasz dnia ani godziny –
powiedziała. – Gdy trafi Cię grom z jasnego nieba.
-
Pożyjemy zobaczymy – westchnęłam.
- Ty mi tu
nie wzdychaj – powiedziała. – Tylko wbijaj się w wieczorową kieckę,
bo jeszcze blondyn będzie podziwiał twoje zgrabne pośladki w bieliźnie.
- Bardzo
śmieszne – odpowiedziałam i zaczęłam się ubierać.
- Aaa… -
Zawołała Paula. – Jasper przyjechał!
- Jaki
Jasper? – Zdziwiłam się.
- No
Boże, Jackson – poprawiła się. – Wybacz, zawsze mi się myli.
- Tylko
nie strzel takiej gafy przy naszym gwiazdorze – powiedziałam. – To się nie
mieści w głowie.
- Oj tam,
oj tam – westchnęła podążając w stronę wyjścia.
Jackson przyjechał po nas punktualnie. Nadal nie
byłam pewna, czy dobrze robię udając się na afterparty. Ale zarówno Paula jak i
Jack zapewniali mnie, że będziemy się doskonale bawić. Siadaliśmy i
wysiadaliśmy z samochodu w blasku fleszy paparazzi, co zupełnie nie zraziło
Pauliny, która perfidnie uśmiechała się do fotoreporterów i pozując na każdym
kroku.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce, ogarnął
nas tłum rozhisteryzowanych fanów i przepychających się paparazzi. Z niepokojem
rozglądałam się dookoła, nie lubiłam być w centrum uwagi, natomiast Rathbone
posłał mi wesoły uśmiech, dla niego w końcu była to bułka z masłem.
Spojrzałam przelotnie na Paulę, poprawiała usta malinowym
błyszczykiem i czekała na wielkie wyjście. Znajomy Kellana chwycił mnie
niespodziewanie za rękę, a następnie otworzył drzwi od samochodu.
Takiego szumu, gwaru i krzyków jeszcze w życiu
nie słyszałam. Dziewczyny wrzeszczały jakieś niezrozumiałe dla mnie teksty, a
reporterzy nawoływali do zdjęć. Sekundę po opuszczeniu przez nas auta otoczyli nas
ochroniarze, razem z Pauliną ruszyłyśmy ramię w ramię obok Jacksona. Kiedy już
znaleźliśmy się w green-roomie, odetchnęłam z ulgą.
-
Najmocniej przepraszam za to przedstawienie – powiedział chłopak poprawiając marynarkę.
– Sam jestem w szoku, że aż tyle się ich tam zgromadziło.
- Chyba
jednak nie tak, jak my – dodałam z przekąsem. – A teraz gdzie idziemy?
- Jak to
gdzie? – Zdziwił się. – Red Carpet wzywa.
- Ale
fajnie! – Zapiszczała Paulina. – To co idziemy?!
- Czy
mnie oczy mylą? – Odezwał się nagle za mną męski baryton, od razu odwróciłam
się w jego kierunku. – Liviane? To naprawdę ty?
Na moich ustach pojawił się uśmiech, a zaraz
potem spojrzałam przelotnie na Paulinę. Nie była zbytnio poruszona obecnością
kolejnego gwiazdora. Wysoki mężczyzna w ciemnoszarym garniturze i jasnej
koszuli podrapał się po brodzie, na której widoczny był już kilkudniowy zarost.
- Cześć
Rob – przywitałam się machając. – Miło Cię widzieć.
-
Wzajemnie – dodał, śmiejąc się przy okazji. – Kristen nie uwierzy, że jesteś
tutaj, a co powie Nikki?
- A co
mam powiedzieć? – Odezwał się nagle damski głos z daleka. – I na jaki temat?
Pattinson i Rathbone wybuchnęli śmiechem, przy
okazji wymieniając uściski.
-
Kochana, ty zawsze znajdziesz powód do plotkowania – odpowiedziała inna aktorka
podchodząca do Roba, sekundę później jej wzrok spoczął na mnie. – Ale jaja!
Mia!
- Mia?
Jaka Mia? – Zdziwiła się Reed.
- Witaj
Kristen, Nikki! – odezwałam się.
- Witaj
słońce – zaćwierkała blondyna całując mnie w policzek.
- Ale
fajnie, że jesteś – powiedziała Stewart. – W końcu ktoś nowy na takiej
imprezie, przynajmniej nie będzie nudno.
-
Przynajmniej ktoś do spicia – wtrącił Rob z chichotem, za co na marginesie dałam
mu sójkę w bok.
- Dobra,
koniec żartów moim kosztem – powiedziałam. – Chcę wam przedstawić moją
przyjaciółkę, która będzie się dzisiaj z nami bawić. Kristen, Nikki, Rob to
Paulina.
- Cześć –
przywitała się moja współlokatorka. – Cieszę się, że mogę was poznać.
-
Przyjemność po naszej stronie – odezwał się Pattinson. – Jesteś gotowa na
szaleństwa Hollywood?
- I to
jeszcze jak – odpowiedziała z uśmiechem brunetka, co wywołało lawinę śmiechu
wśród nas wszystkich. – Zwłaszcza, że nie wiem, czego mogę się spodziewać, co
jest swego rodzaju fascynujące.
- Zbyt
wiele bym nie oczekiwał – szepnął na stronie Robert. – Ale… same wiecie
dziewczyny, jak to jest…
- No jakoś
chyba nie bardzo – zgasiła go Wesołowska, robiąc przy tym swoją pokazową
niezrozumiałą minę. – Zwłaszcza, że nie mamy pojęcia o czym mówisz.
Zaśmiałam się pod nosem. Wiedziałam, że moja
przyjaciółka nie przepada za Pattinsonem, zwłaszcza za jego grą aktorską, ale
nie spodziewałam się takiej reakcji po niej. Chociaż nie powinnam się dziwić,
dziewczyna od zawsze mówiła to, co myślała i zwykle perfekcyjnie potrafiła
wyczuć odpowiedni moment swojej ciętej riposty.
- Chodźmy
– zachęcił Jackson, oferując mi swoje prawe ramię, a Paulinie lewe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz